Nie mieliśmy wiele czasu na zwiedzanie Lemgo - zajrzeliśmy do kościoła, do ratusza i muzeum historii miasta. I zobaczyliśmy jeden ociosany nierówno kamień z napisem, zaczynającym się od słów: "Nie cofnę się nawet o krok". I ten właśnie kamień okazał się kluczem do historii miasta - i dlatego chciałabym Wam o Lemgo napisać.
Lemgo to niewielkie miasto w Niemczech, w Nadrenii Północnej - Westfalii. Założone pod koniec XII wieku, przeżywało okresy rozwoju - było bogatym miastem na szlaku handlowym, należało do Hanzy, - ale też i czasy upadku - na przykład podczas strasznej wojny trzydziestoletniej.
Obecnie liczy trochę ponad 40 tysięcy mieszkańców, ma uniwersytet, trochę przemysłu, sporo zabytków.
Ale to przecież nic szczególnego. Takich miast są w Niemczech dziesiątki. Ale jest coś, co wyróżnia Lemgo spośród innych miast: CZAROWNICE. A tak naprawdę to wiele procesów o czary, których ofiarami padły w tym mieście w XVII wieku 272 osoby! Były to przede wszystkim kobiety, ale zginęło także wielu mężczyzn, pośród nich nawet ksiądz, Andreas Koch. ![]() |
Gotycki kościół w Lemgo |
Podejrzenia o czary dotykały wielu samodzielnie myślących ludzi w całej Europie - znamy takie przypadki również z Polski, ale wydaje mi się, że w Niemczech to było jakieś istne szaleństwo! W średniowieczu pewien dominikanin napisał słynne dzieło "Hexenhammer" - "Młot na czarownice" - w którym wyłuszczył on, po czym poznać, że niewinnie wyglądająca kobieta to tak naprawdę czarownica i oczywiście radził, co z takimi kreaturami robić - zabijać!
W okresie reformacji, kojarzącym się zwykle z rozwojem nauki, sztuki, humanizmu - prześladowanie czarownic kwitło w najlepsze, aż w XVII wieku, po wojnie trzydziestoletniej, obudziły się w Niemczech, tak jak to zwykle bywa w okresach kryzysu, prawdziwe demony. W wielu miastach nastąpiła cała seria procesów o czary. Kobiety i mężczyźni byli torturowani, a na torturach często przyznawali się do wszystkiego, czego chcieli ich oprawcy. Lemgo było miastem "wybijającym się" pod tym względem, a to zwłaszcza "dzięki" niejakiemu Hermannowi Cothmannowi, który zasłużył sobie na przydomek "Hexenbürgermeister", czyli "Burmistrz od czarownic". Nie był on pierwszym burmistrzem tego miasta, prześladującym rzekome czarownice, a nawet - jak na ironię - sam był pośrednio ofiarą takich prześladowań, ponieważ jego matka, oskarżona o czary, została stracona. Jednak po ukończeniu studiów prawniczych zapragnął kariery w rodzinnym mieście i bardzo zbliżył się do burmistrza Kerkmanna, słynącego jako prześladowca czarownic. Jak się potem okazało, szybko pnący się po drabinie kariery protegowany burmistrza w przyszłości przerósł swojego mistrza, gdyż okazał się najokrutniejszym "pogromcą czarownic". Dziwnym trafem wiele z jego ofiar było jego przeciwnikami politycznymi albo ludźmi bogatymi, których majątki przechodziły potem na rzecz burmistrza...
![]() |
Fasada "Hexenbürgermeisterhaus" - domu "Burmistrza od Czarownic", zbudowanego w stylu renesansu wezerskiego. |
Po pewnym czasie Lemgo okryło się złą sławą i było krytykowane przez inne ośrodki.
Dlatego po straceniu "czarownicy" Marii Blattgerste w marcu 1681 rada miejska postanowiła, że to był ostatni proces o czary. Ale Blattgerste obciążyła podczas tortur inną Marię - Rampendahl. Burmistrz oczywiście "musiał coś z tym zrobić", tym bardziej, że Maria już jako dziecko była podejrzewana o czary. Pomagała swojemu bratu - balwierzowi (spełniającemu w tamtych czasach także rolę chirurga) - już to było podejrzane. Ponadto jej babka ze strony ojca została stracona jako czarownica, a jej nauczyciel - także "czarownik" - spalony na stosie. Wcześniej, podczas tortur, obciążył swoich uczniów, mówiąc, że nauczył ich czarów. Co prawda nie wymienił Marii, ale ona i tak była podejrzana...
Dlatego, mimo postanowienia rady miasta, wszczęto kolejny proces o czary. Ten jednak okazał się naprawdę ostatnim. Wyróżniał się tym, że prowadzony był niezbyt starannie - nie pytano jej na przykład o konszachty z diabłem (!) oraz o inne, uczestniczące w czarach osoby. Co prawda Maria była również torturowana, ale mimo tortur nie przyznała się do niczego - było to coś dotychczas nie spotykanego. Poza tym jej mąż, Hermann Hermessen, cały czas wierzył w jej niewinność i trwał przy niej. Ponieważ tą postawę męża szczególnie wyróżniono, należy przypuszczać, że było to niezwykłe w takiej sytuacji zachowanie...
Proces Marii Rampendahl zakończył się i tak wyrokiem skazującym, ale nie skazano jej na śmierć, a "tylko" na banicję. I znów szlachetnością wykazał się mąż, który opuścił Lemgo razem z żoną. Potem nawet małżonkowie próbowali uzyskać od miasta odszkodowanie (proces zrujnował ich finansowo), ale tu już zakończyła się ich dobra passa i niczego nie wskórali.
![]() |
Element dekoracji "Hexenbürgermeisterhaus". |
W 1992 roku wszystkie ofiary procesów o czary zostały zrehabilitowane. W 1994 roku rada miasta Lemgo postanowiła uczcić pamięć ostatniej kobiety oskarżonej o czary i wzniosła na placu przed ratuszem pomnik nazwany "Stein des Anstoßes" - "Kamień obrazy". Na nim wyryto słowa: "Nie cofnę się nawet o krok". Na pamiątkę Marii Rampendahl , 1645-1705. W 1681, oskarżona o czary, przetrwała tortury, a jej oskarżenie zakończyło procesy o czary w mieście Lemgo, których ofiarami padło ponad 200 kobiet i mężczyzn. Jej nazwisko reprezentuje wszystkich niewinnie prześladowanych tego miasta. Ostrzeżenie i zachęta dla nas wszystkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz