Po pierwsze: lądowanie naprawdę było miękkie. Byłam na Cyprze (do tej pory) dwa razy, za każdym razem z przesiadką w Kijowie, czyli łącznie cztery loty liniami Ukraine Airlines w ciągu trzech miesięcy i za każdym razem (i zimą w Kijowie, i w upale w Larnace) piloci lądowali pięknie. Lotnisko w Kijowie robi też niezłe wrażenie. Ale nie tutaj miejsce na jego opis, bo teraz przeniosę się myślami i wspomnieniami na Wyspę Afrodyty.
Pierwszy raz byłam na Cyprze w lutym - kiedy w Polsce zaczął się już Wielki Post. Ponieważ jednak na Wyspie dominuje kościół prawosławny, miałam wyjątkową okazję przenieść się w sam środek Ostatków, które nie są tak jak u nas obchodzone we wtorek przed Środą Popielcową, tylko w sobotę i niedzielę. A ponieważ każdy, dosłownie każdy - od małego do dużego - poważnie podchodzi do świętowania, to... poniedziałek jest na Cyprze dniem wolnym od pracy. :-). Tamtejszy rząd doszedł do słusznego moim zdaniem wniosku, że niewyspany pracownik to niewydajny pracownik...
To poważne podejście do świętowania przejawia się też w tym, że wszyscy, ale to wszyscy - znów od małego do dużego - przebierają się. Mali Cypryjczycy mają pewnie największą frajdę z tego powodu, ale dorośli, starsi, a także młodzi chodzili poprzebierani - i nie było to dla nich żadnym "obciachem". Jednym z pierwszych przebierańców, jakich zobaczyłam, był piękny goryl na motorynce. Bardzo żałuję, że nie zdążyłam wyciągnąć aparatu fotograficznego....
Ale potem już troszkę się "poprawiłam" ;-).



To przeniesienie mnie w inny wymiar odnosiło się nie tylko do postu i karnawału. Ze środka zimy, z szarymi jeszcze ulicami i nagimi drzewami, zostałam przeniesiona na ciepłą i zieloną wyspę, z miejsca, gdzie ludzie już zapomnieli o przyjemnościach Bożego Narodzenia i zmarznięci, przepracowani w pośpiechu zasuwali z pracy i do pracy - w miejsce, gdzie nikomu się nie spieszy, gdzie ludzie tłumnie oblegają stoliki w kawiarniach, i to od samego rana. Ja wiem, że to w dużej części turyści na wakacjach, więc nic dziwnego, że im się nie spieszy, ale "tambylców" też było mnóstwo i tamta społeczność stanowi moim zdaniem ilustrację tej słynnej postawy południowców: nie spiesz się, zdążysz, jakoś to będzie. Podczas kolejnych dni moich dwu pobytów na Cyprze tylko się w tej opinii potwierdziłam....
I chociaż - nie czarujmy się - Limassol nie powala urodą, a jego plaże też do najpiękniejszych nie należą, to jednak podczas mojego pierwszego, lutowego pobytu na Wyspie Afrodyty zachwyciłam się właśnie tą atmosferą, luzem, uprzejmością ludzi i ich uśmiechem... A o tym, że to ludzie spokojni i przyjaźni świadczy też chyba to, że ich Mniejsi Bracia - zwłaszcza koty - są nie tylko tolerowani, ale także dokarmiani i czują się tam jak pączki w maśle ;-).
 |
Jeśli ktoś, nawet doświadczony podróżnik, powie, że przenosząc się w ciągu niespełna 3 godzin z miejsca pokrytego grubą warstwą śniegu... |
 |
... do miejsca "gdzie cytryna dojrzewa".... |
 |
... i gdzie kwitnie mnóstwo kwiatów - powie, że nie robi to na nim wrażenia.... |
 |
... to nie uwierzę! |
 |
Na to molo przychodzi się po spokój... |
 |
Dziwnym trafem ci najbardziej wyluzowani to zawsze faceci ;-). Tutaj przy kawce w tureckiej części Nikozji. |
 |
Ten hotelowy kot to ucieleśnienie "Południowości" ;-) |
 |
Kot restauracyjny (Nikozja) |
 |
Kot plażowy (Limassol) |
 |
Kot sklepowy na klimatyzatorze (Limassol) |
 |
Kot bazarowy (Nikozja) |
 |
Kot bazarowy stołeczny |
 |
I jeszcze raz ulubieniec gosci hotelowych w Limassol |
 |
Podziwiając mnóstwo kwiatów, ..... |
 |
... czasami trzeba sobie było ze zdziwieniem przypominać: to luty! |
O Limassol i Nikozji - ich historii, zabytkach i dniu obecnym - czytajcie proszę w kolejnych postach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz