Moje pierwsze spotkanie z Borneo - po wyjściu z lotniska wilgotne ciepło mimo późnej wieczornej pory, a zaraz potem pierwsza atrakcja - Dragon Dance, Taniec Smoka. Co prawda byliśmy mocno spóźnieni i zobaczyłam tylko samą końcówkę, ale i tak wrażenie było ogromne ;-)
 |
Już po imprezie |
 |
Smoki idą spać |
Później miałam okazję się przekonać, że ten taniec to pokaz iście akrobatyczny i wymaga ogromnej sprawności.
W malezyjskiej prowincji
Sabah w północno-wschodniej części Borneo mieszka bardzo duża grupa Chińczyków.
Miałam szczęście być tam akurat w czasie celebrowania Nowego Roku. Do żelaznego
punktu tradycji noworocznej należy właśnie Taniec Smoka, a także bardzo podobny
- Taniec Lwa (Lion Dance). W ciągu kolejnych dni wielokrotnie widzieliśmy
ciężarówki, na pakach których jeździli na występy kolorowo ubrani chłopcy. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z naszymi kolędnikami ;-).
 |
W drodze na występ |
Chcieliśmy oczywiście zobaczyć cały taniec, ale ciągle jakoś "się nie składało". Aż jednego wieczora, kiedy robiliśmy kolację w kuchni, nagle usłyszeliśmy muzykę i zawzięte tłuczenie w bębenki - nieomylny znak, że gdzieś w pobliżu tańczą smoki (lub lwy)! Oczywiście kolacja została sobie na kuchni (na szczęście się nie przypaliła! ;-), a my pędem ruszyliśmy oglądać taniec. Okazało się, że jedna rodzina chińska mieszkająca na "naszym" osiedlu zamówiła sobie takich tancerzy. Faktycznie ci jeżdżący ciężarówkami chłopcy najczęściej jeździli na prywatne występy w domach lub w firmach. W domu chińskich sąsiadów zgromadziło się bardzo dużo członków rodziny i - zapewne - przyjaciół. Prym wodziły dzieci, które biegały i trajkotały podniecone. Zupełnie jak dzieci polskie czekające na Świętego Mikołaja.
 |
foto: Ola |
 |
foto: Ola |
Cały występ był podzielony na kilka etapów: najpierw wstępny taniec, chłopaki (i widzowie) się rozgrzewali, potem trzy “lwy” wtańczyły do domu, zapewne obtańczyły wszystkie pomieszczenia (co ma przynieść domownikom szczęście), a kiedy wytańczyły z domu, zaczęła się chyba najbardziej widowiskowa (i najtrudniejsza) część - “lewki”, składające się z dwóch chłopaków przykrytych kostiumem (jeden obstawiał przednie nogi, drugi tylne) w rytm muzyki skakały po specjalnych metalowych słupkach o różnej wysokości. Naprawdę zasłużyli moim zdaniem na wielkie oklaski - z taką łatwością skakali po tych słupkach, jakby faktycznie byli jednym zwierzątkiem ;-).
 |
foto: Ola |
 |
Impreza zaczyna się rozkręcać... (foto: Ola) |
 |
foto: Ola |
 |
Lwy wychodzą z domu gospodarzy (foto: Ola) |
 |
foto: Ola |
 |
Smoczo-lwi "taniec na rurze" (foto:Ola) |
 |
Ten lewek był prawdziwą gwiazdą wśród dzieci. (foto:Ola) |
Ostatnią częścią pokazu było tańczenie wokół samochodów - miało to przynieść szczęście i powodzenie. Początkowo zastanawialiśmy się, dlaczego lewki podchodzą tylko do niektórych samochodów. Zagadka się wyjaśniła, kiedy zobaczyliśmy, że lewki wyciągają zza wycieraczek tych samochodów czerwono-złote koperty z pieniędzmi. Chińczycy dają sobie na Nowy Rok prezenty, między innymi w dobrym tonie jest wręczanie pieniędzy w takich właśnie specjalnych, okolicznościowych, czerwono-złotych kopertach.
 |
Lwy idą do samochodów (foto: Ola) |
 |
foto: Ola |
 |
foto: Ola |
 |
Za wycieraczką - koperta. (foto: Ola) |
Całemu pokazowi towarzyszyła muzyka, dźwięki bębenków i - dla podniesienia emocji - huk wciąż rzucanych na ziemię minipetard. Biedne okoliczne zwierzaki...
Po zakończonym pokazie chłopaki zapakowali się na ciężarówkę, rodzinka opuściła werandę i poszła do domu (najpewniej na świąteczny poczęstunek), a my wróciliśmy do naszej cudownie ocalałej kolacji.
 |
foto: Ola |
 |
Pożegnanie (foto: Ola) |
A dlaczego piszę raz o tańcu smoka, innym razem o tańcu lwa? Oba należą do tradycji noworocznej i w zasadzie są bardzo podobne, ale w tańcu smoka jeden kostium przykrywa kilka osób ( a więc smok jest większy), a w tańcu lwa (częściej widywanym) w jeden kostium włazi tylko dwóch chłopaków.
A w ogóle smoki to stworzenia często widywane i wielce cenione na Borneo, o czym napiszę w innym poście:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz